czwartek

Przytłaczająca czerń...

Wchodzę do metra. Gdzie nie spojrzę – czarno. Wszyscy mają czarne włosy (a jeśli nie wszyscy to 99% z nich), czarne kurtki, czarne spodnie, nawet czapki i szaliki! A jeśli nie całkiem czarne to ciemno szare, granatowe lub brązowe. Trudno znaleźć inne kolory. Czasem przemknie młoda dziewczyna z różowym szalikiem, i przez moment robi się kolorowiej. Ale ta czerń i szarość i tak jest wszechobecna i przytłaczająca, szczególnie zimą, latem nie miałam takiego wrażenia. Dlatego moja fioletowa kurtka i kolorowa torebka przyciągała uwagę :)
Zapytałam mojego gruzińskiego kolegę (który też ma czarną kurtkę, spodnie, włosy – dokładniej czarno-siwe - Gruzini szybko siwieją) dlaczego ludzie tak się ubierają. I usłyszałam, że najwyraźniej kolor ubrań odzwierciedla ich stan duszy... Hmm, mam nadzieję, że nie jest to prawda, tylko bardziej ich przyzwyczajenie (dobrze wyglądają w czarnym). A kolega ma zadatki na poetę, tym tłumaczę sobie jego pesymizm.

No dobra, z tym posępnym stanem duszy to jednak jest coś na rzeczy. Moja nauczycielka języka gruzińskiego często powtarza mi, że Gruzini bardzo się zmienili. Porównuje oczywiście z Gruzinami ze swojej młodości (teraz ma ok. 60 lat). Opowiada, że wtedy ludzie byli bardziej radośni, uśmiechnięci, przystojniejsi. Mężczyźni nie pchali się pierwsi do autobusów, tylko przepuszczali kobiety przodem (teraz podepczą i nawet nie zauważą, całkiem jak w Polsce). Ludzie mieli więcej czasu, nie biegali wszędzie tak jak teraz, bardziej cieszyli się życiem. No i Tbilisi nie było tak zapchane, ludności było o połowę mniej. I latem nikt nie zwracał uwagi na pracę, tylko wyjeżdżał za miasto na daczę, uciekał od miejskich upałów. To jest zdanie mojej nauczycielki. Co prawda to prawda – za ZSRR żyło im się łatwiej. Może też bardziej kolorowo się ubierali...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz