niedziela

Sobotni wieczór w Tbilisi

W Polsce weekend zazwyczaj oznacza imprezę. W Tbilisi niekoniecznie, każdy inny dzień jest równie dobry, żeby wyjść na piwo albo do pubu. Jednak z przyzwyczajenia do polskiego rytmu, szkoda mi siedzieć samej w mieszkaniu w sobotę. Tym bardziej, że w Tbilisi głównie w piątki i soboty gruzińskie zespoły grają muzykę na żywo w pubach (covery znanych przebojów). Są to puby dla turystów (Dublin, Nali, Buffalo), cena piwa jest 3 - 4 razy większa niż w przeciętnej restauracji. Ale warto wydać trochę więcej kasy. W sobotę wybrałyśmy się do Dublina, najpierw we troje (z Olgą i Vano), ale później spotkałyśmy dwie inne wolontariuszki i podróżników z Włoch i Chorwacji. Super atmosfera, kapela zaczęła grać i od razu pojawiły się pierwsze tańczące pary. Ludzie tańczą gdzie się da bo nie ma jako takiego parkietu (trochę miejsca w przejściu). Mimo wszystko zabawa przednia. Większość bywalców Dublina to obcokrajowcy, ale rdzennych mieszkańców Tbilisi też trochę było, ku zdziwieniu mojego gruzińskiego kolegi – „nie wiedziałem, że Gruzini potrafią się bawić po europejsku...”.
No właśnie, jak bawią się Gruzini? Ci, których znam nie lubią chodzić do takich pubów. Wolą ładną restaurację, z suto zastawionym stołem. Zawsze zamawiają dużo więcej jedzenia niż są w stanie zjeść, ale mniej zamówić po prostu nie wypada. Stół musi się uginać. Co z tego, że zapłacą fortunę i przez kolejne kilka weekendów nie będzie ich w ogóle stać na wyjście. Ale iść do knajpy i zamówić piwo i frytki – to świętokradztwo, tak robią tylko turyści. Albo wolontariusze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz