Następnego dnia pojechaliśmy do biura organizacji, w której miałam pracować przez kolejne 7 miesięcy, poznałam jej pozostałych członków, miałam krótkie wprowadzenie. A potem poszliśmy zwiedzać miasto, nad rzekę Mtkwari, na górę Mtacminda podziwiać widok na Tbilisi. I tak przez kilka następnych dni - poznawałam okolice i beztrosko zajadałam się chaczapuri.
Aż do 8 sierpnia. Weszłam do biura i zobaczyłam, że wszyscy siedzą przed telewizorem. Wojna. Ale od razu pocieszali – wojsko gruzińskie kontroluje 70% Cchinwali, jutro będzie po wszystkim. Ale nie było po wszystkim. Armia rosyjska pośpieszyła z pomocą Osetii Południowej, zaczęła się regularna batalia. Gruzini po woli tracili optymizm, już wiedzieli, że odbito im Osetię, a rosyjskie czołgi posuwają się w głąb kraju. Jak to możliwe? Przecież Gruzja to niepodległy kraj, jakim prawem rosyjskie czołgi panoszą się na terytorium wolnego państwa?! Wieczorem odbyła się pokojowa manifestacja pod ambasadą rosyjską z hasłem „Stop Russia”. Gdy patrzyłam na ludzi zebranych na manifestacji, na ich zatroskane i zmartwione twarze, dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie jestem w Polsce ani w innym spokojnym europejskim kraju, że niedaleko na północy giną ludzie. I co gorsze, jeśli czołgi nie zatrzymają się, to miasto, z którym zdążyłam się już zżyć, będzie w poważnych tarapatach. Przecież Ci wszyscy ludzie mogą zginąć – pomyślałam głośno. Wielu niewinnych ludzi już zginęło – usłyszałam odpowiedź.
To było dla mnie jak zimny prysznic. Do tej pory o wojnie tylko słyszałam z opowieści dziadków, oglądałam reportaże w telewizji, czytałam o niej w książkach, uczyłam się na lekcjach historii. Poczuć zagrożenie na własnej skórze to coś całkiem innego. Wojna, którą ja zobaczyłam w Tbilisi, to nie były czołgi, żołnierze, karabiny, wybuchy. To byli zdenerwowani przechodnie, młode dziewczyny zamartwiające się, że wszyscy koledzy są powoływani do służby, siostry żegnające braci i ojców, młodzi chłopcy czekający na telefon, wzywający do wypełnienia obowiązku względem ojczyzny.
Wojna jest niesprawiedliwa. Ludzie za nią odpowiedzialni są bezpieczni w swoich przytulnych gabinetach, a giną niewinni, którym akurat przyszło żyć w tak niebezpiecznych i niestabilnych regionach.
Teraz, po kilku miesiącach od tych wydarzeń, sytuacja polityczna wydaje się być opanowana. Ale dla uchodźców życie długo nie powróci do normy. Wielu z nich straciło cały majątek życia, domy, swoich bliskich. Cokolwiek postanowią politycy, nie zmienią faktu, iż życie wielu ludzi w Gruzji znów zamienili w koszmar…
Od Stop Russia!!! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz