wtorek

gruzińska polityka...

Polityka rządzi życiem Gruzinów. Niestety. I oni nie mają na to wpływu. W sobotę 13 marca jedna z największych stacji telewizyjnych Imedi, wyemitowała reportaż, w którym pokazano wojska rosyjskie wkraczające na teren Gruzji – zarówno z okupowanej przez Rosjan wioski Achalgori, jak i z baz wojskowych w Armenii. Poinformowano, że w Tbilisi zginęły już 4 osoby, a kolejne są ranne. Prezydent Saakaszwili ucieka z Tbilisi, rządy przejmuje „lud”, na czele z Nino Burdżanadze. Tylko kilka razy – na początku i na końcu reportażu padła informacja, że jest to zaledwie symulacja zdarzeń, które mogą mieć miejsce po wyborach lokalnych pod koniec maja. Ale wielu widzów zaczęło oglądać relację w trakcie i uwierzyło, że powtarza się sytuacja z 2008 roku. Rozdzwoniły się telefony, ludzie wpadli w panikę, karetki pogotowia nie nadążały dojeżdżać do ludzi, którzy zasłabli z powodu stresu. Jedna osoba zmarła na zawał serca. Większość moich znajomych też przez moment się na to nabrała, bo wydarzenia sprzed półtora roku są jeszcze świeże w pamięci.

Nie mieści mi się w głowie, jak daleko można się posunąć w walce politycznej... Dlaczego politycy nie liczą się z ludźmi, którzy przez ich głupotę i krótkowzroczność już tyle wycierpieli? Gruzini to wspaniali ludzie, nie zasługują na takie traktowanie.

Reakcja gruzińskiego kolegi – „Chcę jechać do Stanów i tam żyć normalnie. Gruzję mogę odwiedzać od czasu do czasu, przyjeżdżać na wakacje. W tym kraju nigdy nie będzie spokoju. Wojny były zawsze, i to się nie zmieni”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz